czwartek, 10 marca 2011

who made your pants?

Tak nazywa się moja firemka. Z małych liter, żeby było fajniej. Pracuję już prawie rok (szukając pracy za pieniądze) i całkiem mi tu dobrze.

Znalazłam sobie wolontariat, bo z prawa i z lewa docierały do mnie informacje, że to fajnie wygląda w CV, że każdy angielski pracodawca patrzy przychylniej na pracownika, który potrafi się udzielać za friko. Do mnie bardziej przemawia fakt, że nie będę w tym swoim CV miała wielkiej dziury w okresie zatrudnienia - wolontaryjnie czy nie, pracuję, czyli jestem aktywna. Inna rzecz, że równolegle szukam pracy, wyszukuję oferty w necie, łażę do agencji. Kiszka, długa i dołująca... Ciągle czuję się niepewnie gadając po angielsku, zapisałam się na kurs, na którym dowiedziałam się głównie, jak kiepsko mówię. No cóż, jakoś mówię.

W wmyp? nie zanosi się, żebym zaczęła mówić lepiej. Mówię odważniej, za to zupełnie na bakier z gramatyką. Tutaj to nikomu kompletnie nie przeszkadza, bo i tak większość pracownic gada gorzej niż ja. W związku z tym nikt mnie nie poprawia i tyle na temat nauki języka w kontakcie z inglisz pipul ;-)

A teraz parę słów o firmie:

  • Szyjemy majtki:

  • Właściwie to szyją je babeczki z southamptońskiej społeczności muzułmańskiej, głównie z Afganistanu, Pakistanu i Somalii:
  • W związku z tym w dni, kiedy szyją (wtorki, środy i czwartki) do firmy nie ma wstępu żaden facet (na zdjęciach Afganki Zakara i Samia, i nowa babeczka której nie znam):

  • Majtki są szyte z materiałów ekologicznych, w ogóle cała firma jest ogromnie pro-eko, główna szefowa Becky jest wegetarianką, wielbicielką kotów i ludzi oraz dwóch kolorów: czarnego i różowego.
  • Nasze biuro składa się z kilku pomieszczeń, w tym szwalni i hali, gdzie się wycina majty z koronki, poza tym jest kuchenka, pokój śniadaniowy i trzy pokoje biurowe:

  • W lecie jest za gorąco, w zimie za zimno.
  • Majtki sprzedajemy głównie na stronie naszej firmy i nie są tanie ani szczególnie ładne, ale Becky wymyśliła przepiękną ściemę i jakoś się sprzedają, bo Anglicy kupią każdy kit ubrany w wielkie słowa o ekologii i ochronie praw człowieka.
  • Są dwie szefowe: 
1. Becky, która firmę wymyśliła, a teraz kombinuje kasę na rozwój, szuka klientów i wścieka się i żyje w ciągłym stresie, czasem warczy, ale głównie jest przemiła, chyba że nie ma czasu wyjść ze swojego biura:

2. Della, która próbuje to wszystko utrzymać w kupie, pilnuje pracownic, rozdziela zadania, a czasem gania z odkurzaczem. Generalnie najbardziej cierpliwy człowiek świata i raz mi zrobiła herbatę z mlekiem zamiast kawy, ale nie złośliwie (chociaż strasznie się ze mnie śmiała, jak zrobiłam łyka i zmieniłam się na twarzy...) (na zdjęciu z Batol z Sudanu):

  • Tymczasem główne siły biurowej części przedsięwzięcia oparte są na wolontariuszach: ja na przykład sprawdzam zamówienia  w jednej bazie danych, wpisuję klientów do innej bazy, wypisuję faktury, zbieram i pakuję gacie, wysyłam pocztę. Poza tym wykonuję mnóstwo innej papierkowej roboty, zestawiam raporty, tworzę tabele tego i owego, niekiedy projekty czegoś tam w InDesignie i GIMPie, a w wolnym czasie robię kontrolę jakości. Gaci, oczywiście. Inne babeczki zajmują się np. księgowością, dzwonieniem po klientach, składaniem zamówień na to, co trzeba albo marketingiem. Niekiedy siedzą i się nudzą. Ja, jak się nudzę, to sobie idę.

  • Atmosfera pracy jest sympatyczna i przyjacielska, nasze Muzułmanki to normalne, pogodne, dobre kobiety, a wolontariuszki są miłe i pomocne. Obecnie w biurze poza Polką (czyli mną) pracuje Niemka Julia, Nigeryjka Pratima i Siobhan, którą mijam w drzwiach jak wychodzę, więc nie wiem, skąd jest, bośmy jeszcze nie pogadały. Poza tym są Debbie i Berni z UK, a była Aimee Australijka, Biyun z Chin, Mariam z Iraku i kto tam jeszcze... (na zdjęciu Julia i Della):
Ha, multikulturowość, tolerancja i przyjaźń! Co ja tutaj robię..?

No i na koniec jeszcze nasz manekin do pokazywania majtek i koszulek, ma na imię Chardonnay i tymczasem jest rozebrana do naga ;-)
 A to jest ulubienica Becky, mapa z imionami pracownic i wolontariuszek i miejscami, skąd przybyły:

Hmm, jak się przyjrzeć z boku, to nawet to ciekawie wygląda...

2 komentarze:

  1. Jestem pozytywnie wstrząśnięta multikulturowościa, manekinem i Twoim udziałem w tym wszystkim:) Świat od razu jest weselszy, jak wiem,że nasze majty są w dobrych rękach!

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz, a mnie się poukładało to, co mi od roku w kawałkach serwujesz. ;)

    OdpowiedzUsuń