Myślę, że to był koniec lata albo jesień '81. Trzydzieści trzy lata.
Nie rozumiałam wówczas, co było na rzeczy. Pamiętam atmosferę tajemnicy, powagi i niepokoju. Te kolejki za wszystkim... Tato upominał, żeby nigdy nie pytać, co robi i dokąd idzie. Tak mnie wytresował, że do tej pory nie potrafię zwyczajnie zapytać człowieka, czy mu coś dolega, czy ma problem i jak bym mogła pomóc...
Pamiętam, jak raz miał jechać ze Strzelina do Wrocławia w jakiejś sprawie - jednej z tych swoich tajemniczych. Poszliśmy razem na strzelińską stację kolejową kupić bilet, Tato bilet nabył w kasie, po czym pociągnął mnie do okna i niezobowiązująco powiedział mi, że go właśnie śledzą. Zakazał mi się oglądać, ale opisał faceta - zatem przy nadarzającej się okazji spojrzałam i oto oczom moim objawił się ojciec mojego kolegi z klasy (Janusza C.), który zupełnym przypadkiem był wówczas komendantem MO w Strzelinie. Rozpoznałam charakterystyczny wąs. Teraz, gdy jestem dorosła i minęło mnóstwo lat, nie chce mi się wierzyć, że ktoś taki uganiał się po dworcach za solidarnościową swołoczą. Ale do dzisiaj pamiętam, jak próbował ukryć twarz i jak udawał, że wcale go tam nie ma. Może zostałam zasugerowana, teraz bez znaczenia... (Właśnie do mnie dotarło, że skoro piszę o koledze z klasy Januszu C., to historia musi pochodzić jakoś z 84 roku, bo mniej więcej wtedy Janusz doszedł do naszej klasy. Nie był od początku.)
Heh, a skąd pomysł na post? Dlaczego powielacz?
Bo włączyłam wieczorem do posłuchania piosenki Adama Drąga. A któraś z tych piosenek była w starym śpiewniku turystycznym Taty. A śpiewnik był wydany na powielaczu, co sobie znienacka przypomniałam... Pocieszne :)
Powielacz wyglądał tak, jak, jak w Wikipedii, nie będę kopiować. A na zakończenie - Gintrowski: