czwartek, 9 maja 2013

Dieta, pietruszka i takie tam...

Znajoma przekonała mnie ostatnio do przejścia na dietę Dukana. Popatrzyłam w lustro, popatrzyłam na plan diety i się zdecydowałam.

Jak ktoś nie wie, na czym polega ta dieta, to niech sobie sam przeczyta. Piszą, żeby uważać, bo nie jest obojętna dla nerek i wątroby. No to obserwuję się - na razie wszystko w porządku. W ciągu czternastu dni mam 3 kg mniej i ani chwili nie frustrowałam się, że jestem głodna. Brakuje mi piwa, ale dieta to dieta :)

No, ale ileż można żreć gotowane mięso, jajka w różnej postaci i serek wiejski odtłuszczony? Hah... Nawet kawę piję czarną, w związku z czym już nie cztery dziennie. Przeszłam do drugiej fazy, to znaczy co trzy dni jadam równeż warzywa w różnej postaci. A Cah wysyła mi co chwila nowe przepisy dietetyczne, czyli beztłuszczowe i praktycznie bezwęglowodanowe. I te przepisy są przepyszne. No, jak babcię kapciem, lazania była rewelacyjna, nawet Kuba się zażerał! Ja tu sobie zaraz, na końcu wpisu, żywcem wkleję przepis, żeby mi się zachował na zaś.

A dzisiaj sama odkryłam coś fajnego - i sobie zapiszę. Na bazie tego przepisu na krem czosnkowy zobiłam swój własny. O, tak:

- 1,5 główki obranego czosnku - zawinęłam w folię aluminiową i piekłam ok. 20 min.
- Przyniosłam z ogrodu kilka gałązek zielonej pietruszki. Chyba z sześć czy siedem.
- Do blendera dałam 5 łyżeczek odtłuszczonego wiejskiego serka, ze trzy łyżki maślanki, sól, pieprz, upieczony czosnek i listki pietruszki. Zmiksowałam.

Wyszło zielone, pyszne COŚ:
Jutro zamierzam to dodać do pieczonego w folii pstrąga, posmarować wędzonego kurczaka i w ogóle wiem, że mi się pietruszka w ogrodzie nie zmarnuje :)

Rozmawiałam dzisiaj z jeszcze jednym headhunterem, którego sama znalazłam. Nie brzmiał szczególnie przekonująco, no ale drugie koty za płoty. Trzeba działać dalej, w końcu się ułoży.

--

A to przepis na lazanię (Pani twierdzi, że to w sumie dwie porcje, ale my we dwoje jedliśmy to dwa dni. Naleśniki wyszły mi trzy, zrobiłam je po swojemu - 3 jajka, 0.5 szkl. mleka i 3 łyżki otrąb owsianych.  Smażone na teflonowej patelni bez tłuszczu, na bardzo małym ogniu. Niezłe.):
Składniki (dla 2 osób lub na 2 obiady):

    4 naleśniki usmażone wg tego przepisu
    0,5 kg mięsa mielonego wołowego
    1 puszka pomidorów bez skórki
    2-3 łyżeczki przecieru pomidorowego
    1 duża cebula
    biały chudy ser
    1 szklanka mleka
    1 łyżka maizeny
    1/3 łyżeczki gałki muszkatołowej
    sól, pieprz
    oregano, bazylia, lubczyk
    papryka słodka i ostra

Cebulę drobno posiekać i przesmażyć delikatnie na wodzie. Dodać mięso i smażyć do zarumienienia. Dodać pomidory, przecier i przyprawy. W razie gdyby mięso było suche, dodać trochę przegotowanej wody(ważne, żeby sosu nie było za dużo, bo nasiąkną nim za bardzo naleśniki).

Z mleka, maizeny i gałki zrobić beszamel.

Na dno foremki aluminiowej ułożyć naleśnika, złożonego na 3, na to położyć mięso, kawałki białego sera, zalać 3 łyżkami beszamelu. Ponownie naleśnik-mięso-ser-beszamel. Tak samo postąpić z drugą foremką.

Wsadzić do piekarnika nagrzanego do 180*C i piec 20-25min. Podawać gorące!

Smacznego!

wtorek, 7 maja 2013

Bez zmian

Staram się nie popadać w panikę, ale tak ładnie się nastawiłam na to, że będzie lepiej - i tak jakoś na razie nie jest... Smutno mi trochę, więc chodzę po ogrodzie i oglądam kwiaty. I w ziemi trochę grzebię. Sucha jest, podlewałam już parę razy te moje roślinki, ale kiepsko im idzie.

Kwiatki w doniczkach ustawiłam koło drzwi, udało mi się trochę zamaskować zewnętrzne rury odprowadzające ścieki...

 Bratki i klematisy, których jeszcze nie da się wypatrzeć.
Dzisiaj zasadziłam fasolkę szparagową, kupną. Zasadzona przeze mnie wykiełkowała w szalonej ilości trzech pędów i ledwo ją widać.
Tulipany się kończą, szkoda...
Kwitną truskawki! Żeby tylko miały szansę dojrzeć. Mam już sposób, żeby je zabezpieczyć przed ptaszydłami, teraz tylko muszę liczyć na słońce...
A za parę dni będzie rzodkiewka!
Samosiejne niezapominajki. Zostawiłam sobie kępkę przy koszeniu trawy.
Czereśnia kwitnie jak marzenie. Szkoda, że gałęzie wysoko, nie mam z niej żadnego pożytku.
 A to nasz krzak, ale kwitnie sąsiadom :/

I jeszcze z poprzednich wycieczek zdjęcia ptaszydeł:



Jutro ma lać.

piątek, 3 maja 2013

Nic się nie dzieje

Headhunterka nie dzwoni, ja się lenię, znowu popadam w marazm. Z tego wszystkiego poszłam do fryzjera włosy podciąć i trochę mi wrócił humor. Jestem na diecie, przynajmniej staram się być, i od dziewięciu dni nie wypiłam łyka piwa, ot ciężka dola... Zaczął się tutejszy długi łykend (w poniedziałek jest Bank Holiday), więc zgodnie z tradycją - jutro ma się skiepścić pogoda... Hah. Ostatnie parę dni świeciło słońce jak marzenie, a temperatura w cieniu nie przekraczała 15*C. Dziwny kraj. Przed słonecznymi dniami było szaroburo i chmurzyście, ale nie padał deszcz, w ogrodzie mam skorupę. Podlałam toto dzisiaj, więc zapewne jutro będzie lało...

E, marudzę, więc skończę już. Tylko zdjęcia: