niedziela, 12 stycznia 2014

Socrealizm

Socrealizm widać na tym teledysku. Nie chodzi mi tym razem o grzywki chłopaków z Lady Pank, popatrzcie na to blokowisko...

sobota, 11 stycznia 2014

Skrzynka z lumpeksu

Kupiłam za funta, na wino ona. Obrazek ukradłam z internetu, wydrukowałam u Chińczyka na stoisku z drukarką, więc to podróbka za sześć funtów + robocizna:


 Kolory jak zwykle przekłamane. Ładniejsza jest ;)

czwartek, 9 stycznia 2014

Fiołki...

...te pierwsze, zimowe, dedykuję Matuli:

I krokusy też:

A Tacie dedykuję pietruszkę, co ją ciągle mam w ogrodzie i dodaję do potraw, mimo, że zima. Na zdrowie!
Widywałam fiołki w lutym, ale żeby na początku stycznia... Wiosna idzie, byleby się nie potknęła o spóźnioną zimę!

A tu moja paszcza, jeszcze zeszłoroczna, ze spaceru gdzieś w Ludshott Common 29 grudnia:

wtorek, 7 stycznia 2014

Pogoda

Leje, wieje, wiosna idzie...

UK stoi pod wodą, całą Wyspą szarpią sztormy, nieustannie wali deszczem, ewentualnie gradem. Do nas, na górkę, powódź jeszcze nie dotarła, ale wszystko inne owszem. Ogród ciamka, jak się po nim chodzi, wszędzie walają się połamane gałęzie, a z ziemi wyłażą krokusy - bo ciepło. Strasznie sponiewierała mnie dzisiaj pogoda, bo (ku memu zdumieniu) pokazało się słońce i poleciałam do miasta, co okazało się pułapką. W mieście kolejne nawałnice przeczekiwałam w sklepach, potem w przerwie w deszczu pobiegłam do autobusu i całą drogę cieszyłam się jaskrawym słońcem. Gdy wysiadłam z autobusu, zachwyciły mnie różne elementy w ogrodach po drodze - o, proszę, forsycja:


I takie coś ładne:
Na tym drugim zdjęciu (z telefonu) widać, że nadciąga groza. Słoneczko podświetlało uroczo czerwone owocki i szaro-granatowe niebo, nawet zaczęłam sie rozglądać za tęczą, gdy usłyszałam dziwny poszum z kierunku, w którym zdążałam. No, myślę, zrywa się sporszy wiatr. Ale nie... Nagle zaczęło walić gradem, na szczęście drobnym, za to gęstym. Zrezygnowałam z wyciągania parasola, nałożyłam na łeb torbę (zaczęło mi się sypać do rękawów płaszcza) i galopkiem, ślizgając się po kulkach lodu, poleciałam do domu. Na szczęście miałam z minutę, bo bym zeszła. Grad, z dużym wyczuciem dramatyzmu, przestał sypać, gdy otwarłam furtkę. Gdy weszłam do pokoju, świeciło słońce. Od powrotu (ze 2 h) takie przedstawienia były już ze trzy...

Poza tym stara bida. Po świętach zrobiłam się wzdęta, więc wróciłam z podkulonym ogonem na dietę Dukana i powoli mi lepiej. Staram się urozmaicać jedzenie, żeby mi się nie znudziło za wcześnie. Z tego bloga czerpię przepisy - zrobiłam sobie żółty ser (jadalny, szczególnie z jajecznicą i porannymi otrębami):

 
A dzisiaj na obiad ugotowałam przegenialną zupę koperkową, którą zamierzam jadać regularnie, bo jest pyszna :)