niedziela, 6 października 2013

Grzybokosy

Omatkobosko!

Odkąd wróciliśmy z wakacji, co tydzień robiliśmy próbne wypady to w New Forest, to w Bracknell Forest, to w Bramshill Plantation - z płonną nadzieją na grzyby. W lesie było sucho i bezgrzybnie, ale tak totalnie, że nawet psiary nie rosły. Wyzbyliśmy się nadziei aż do zeszłej niedzieli, bo wtedy udało się (Kubie) zebrać ze siedem prawdziwków, a do tego jakieś nędzne maślaki-sitarze. No, ale wzięliśmy, co było. Wczoraj było lepiej, bo pojawiły się podgrzybki i kozaki oraz porządne maślaki sosnowe. Grzybów dużo, głównie jednak trujaki...

...oraz gadziory (w naszej prywatnej nomenklaturze: grzyby, o których nic nie wiemy, czyli zapewne niejadalne, może trujące, ale cholera wie - może magiczne):

Dzisiaj znowu wyszliśmy skoro świt - ok. 11.00 - do Bracknell. Tym razem ledwie zagłębiliśmy się w las, zaczęliśmy znajdować to tu, to tam śliczne podgrzybki drewniaki, co (oczywiście) doprowadziło nas do łowieckiej gorączki i jedno drugiemu patrzyło na ręce i w siatę, kto ma więcej. Ja miałam więcej, bo na początku Kuba wrzucał w moją siatę. No i tak se szliśmy i widzieliśmy jednego dziadka ruska, co niósł cały wypasiony koszyk prawdziwków, oraz radziecką wycieczkę rodzinną, co dewastowała las i wyrywała żywcem wszystkie grzyby. A potem trafiliśmy na jakąś dziwną polankę, gdzie skończył się myśliwski dreszcz, zaczęło zarzynanie:



To mała próbka... Na polance było tych prawdziwków ze trzydzieści (znaczy więcej, niektóre zostały), zebraliśmy ich około 2,5 kg. Jak już mieliśmy pełne siaty, to opadły nam ręce, spojrzeliśmy po sobie i poszliśmy z powrotem. Co to za łowy, kiedy zwierzyna stoi w nadmiarze i nie pozwala się ścigać? Piosenka apropopo:




I jeszcze ja, żaden tam stary grzyb:

A Łucja Prus miała absolutnie cudowną barwę głosu...