niedziela, 21 lipca 2013

Ogród nędzy i rozpaczy, czyli w czasie suszy szosa sucha

Kurde, co za głupi klimat w tym kraju.

Cała wiosna była parszywie zimna i deszczowa, do końca czerwca spałam pod kołdrą, polarowym kocem i w ciepłej polarowej piżamce w serduszka, fuj. Potem, na początku lipca, poleciałam do Polski i przeżyłam szok temperaturowy, który z trudem znosiłam, ciesząc się w duchu, że wrócę do UK i sobie odpocznę.

No to se odpoczęłam:
Odkąd jestem z powrotem w UK - czyli od 10 lipca - nie przespałam porządnie ani jednej nocki. Upał nie daje spać ani oddychać. Nie daję rady chodzić na spacery do miasta (odkąd przyjechałam, odważyłam się na to może ze trzy razy) i kryję się w domu za zaciągniętymi zasłonami. Budzę się po kilkanaście razy zlana potem. Wypijam wiadra wody mineralnej i - wstydzę się, ale się przyznam - znowu czasem piję piwo. Wyglądam jak zombiak i boję się, że mi to zostanie.

Ale najgorsza w tym jest susza. Kraj, który był zalewany potokami wody, obecnie łuszczy się i kruszy. Zieleń wyszarzała i pokryła się pyłem. Moja niegdyś (na początku lipca, dwadzieścia dni temu!) piękna, bujna i zielona trawa w ogrodzie wygląda jakby lada moment miała zostać zagarnięta przez pustynię. A poza tym na środku tej katastrofy ekologicznej objawił się znak w kształcie krzyża i nie wiemy, co o tym sądzić...


 Czymś w rodzaju oazy zieleni są moje grządki, bo je podlewam... Ale plony marne są.


'Łąka' pod płotem wygląda jak siedem nieszczęść:
A róże kwitną przepięknie, ale bardzo krótko. Poza tym miały atak gąsienic i trochę wyłysiały:
W podsumowaniu: nie jestem ciepłolubnym zwierzem. Chciałabym, żeby zrobiło się fajne 19 - 23*C...

niedziela, 7 lipca 2013

Dedykuję sobie

Pierwszy raz od wielu, wielu lat, nie mam doła w urodziny. A Kisielowi dziękuję, że mi to dzisiaj zaśpiewał zaraz po 'sto lat' :)