czwartek, 19 lipca 2012

Nie pada, ale padało i będzie padać...

Zapisałam się na angielski. Szkółka językowa prowadzi zajęcia głównie na zasadzie, że ktoś zdalnie z kraju zamawia sobie kurs w zależności od potrzeb (bardziej lub mniej zaawansowany, kilka godzin w tygodniu lub kilka dni w tygodniu pomnożone przez ile kto tych tygodni sobie życzy) oraz zakwaterowanie i dodatkowo atrakcje (np. zorganizowane wyjazdy na zwiedzanie Londynu). Dodatkowo, jak ktoś z ulicy przyjdzie i powie, że chce się uczyć, to może na zasadzie wolnego słuchacza dołączyć do istniejących grup i uczęszczać z taką częstotliwością, jaka mu pasuje. Ja bywam (bywam to za dużo powiedziane, bo od zeszłego tygodnia) w środy i piątki, po dwie pełne godziny, niedrogo, bo za 10 funtów sesja. Na zajęciach, oprócz mnie, same dzieciaki między 18 a 25 lat (na oko). Lekcje prowadzi Mariama, czarnoskóra Brytyjka urodzona w Niemczech, ojciec pochodzący z bodajże Iraku, a matka ze Sierra Leone. Chyba, że coś pokręciłam....

Zajęcia są efektywne i nie nużą. W zeszły piątek Mariama zaproponowała paru osobom wycieczkę po Reading i okazało się, że jest tu parę ciekawych zakątków (aparatu nie miałam, ale i tak padało...).
To Riverside Museum at Blake's Lock i szczerze mówiąc wiele nie ma do zaoferowania, ale zabudowania mieszczą przepięknie położony pub nad Tamizą :)
(Zdjęcie stąd)
Na zdjęciu nie widać, ale tam naprawdę jest Tamiza i część stolików jest na barce zacumowanej obok. O, znalazłam fotę:
 (Też cudze, z Flickra)
Chciałam tam ostatnio wypić piwo z Mieszczykami i nawet poszliśmy, ale deszcz  nas przegonił :(

Urzekła mnie torba Mariamy, bo zrobiona na szydełku. Okazało się, że to samoróbka, że Mariama chodzi na spotkania klubu szydełkowego do restauracji naprzeciwko szkoły i (gdy pozachwycała się z kolei moją torbą deku) zaprosiła mnie, żebym tam przyszła we wtorek. To chyba pójdę, co? Szydełka mam, tylko muszę kupić jakąś włóczkę...


1 komentarz:

  1. I sto lat sto lat! Spóźnione bardzo, ale przyjmijmy, że mocy nabierało :*

    OdpowiedzUsuń