niedziela, 1 lipca 2012

Zmarchwiwstanie

Blog miał być w zamyśle pozytywnie zrzędliwy i raportować każdemu, kto chce czytać, co się u mnie dzieje. Ino, że jak podłapałam jesienią spleena, tak mnie trzyma do tej pory i straciłam wenę na pisanie lekkie, zgryźliwe, a celne... Nie to, żebym nie podejmowała prób zabłyśnięcia od czasu do czasu czymś na poziomie, ale jak widać po dacie ostatniego wpisu, próby te były daremne.

Wiąże się to - być może - z faktem, że standardowo więdnę jesienią i zakwitam na wiosnę. Niestety, tego roku wiosna nie przybyła, a jeśli nawet, to na tak krótko, że nie dało się zauważyć. Aaa, była przez chwilę, pod koniec zimy. Wtedy to popisywałam się przed znajomymi z Polski, że ohoho, u nas luty i fiołki mam w ogrodzie. Potem nastała jesień i przejścia w kolejne pory roku (zima/wiosna i wiosna/lato) niewiele w tej materii zmieniły. Nadal jest wstrętnie, upałów nie zaobserwowano od miesięcy, a nawet nie przypominam sobie tygodnia bez deszczu. Na początku marca zaczęłam zakładać ogród warzywny, do tego czasu trzeci raz zasiałam ogórki - dwie pierwsze próby zupełnie nieudane, ostatnia poniekąd zwycięska - parę ogórkowych krzaczków wystawiło głowę z ziemi. Niestety, cały czas są malutkie, nie śni mi się nawet, że doczekam zbioru. Pomidory, com je hodowała od ziarenka, wyrosły pięknie, po czym zamordował je przymrozek w połowie maja. Ale to nic, posadziłam kupne sadzonki. Mam również paprykę, fasolę, cukinie i kukurydzę - rosną, z tym, że cukinie gniją, ledwo zakwitną. Zasadziłam truskawki, ale przegrałam z ptaszydłami, które zmłóciły wszystko, zanim zdążyło dojrzeć (no bo jak miało dojrzeć bez słońca...). Pocieszający w tym wszystkim jest koper, pietrucha i rzodkiewki, które spożywam od czasu do czasu. A w sałacie siedzą ślimaki jak czołgi, bueee...

Na szczęście trochę mnie pocieszają kwiatki. Zrobiłam sobie łąkę - zasiałam na grządce pod płotem mieszankę nasion, z których część już kwitnie. Rozróżniam w tym maciejkę, maki i chabry, ale są jeszcze jakieś inne, równie sympatyczne. Posadzona wiosną róża urosła i - póki co - zakwitła pojedynczo, ale bardzo pięknie. Kwitną mi fuksje, szkoda tylko, że z czterech kupionych przeze mnie krzaczków dwa zostały nadepnięte. Przez takich tutejszych profesjonalistów, którzy wymieniali okna i zakładali rynny, ale dlaczego musieli deptać moje grządki? I wysypali na trawik coś żrącego, więc miejscami to żrące wyżarło mi trawę i są żółte plamy. O profesjonalistach się może jeszcze kiedyś wypowiem, ale to jak przestanę ziać ogniem. Fuksje częściowo przeżyły, na szczęście...

Tu parę zdjęć z ogrodu i werandy, na początek róża, z której jestem nadęta z dumy:
Nasza choinka:
Łąka, która w rzeczywistości jest ładniejsza i bardziej kolorowa:
Jedna z fuksji i nasturcja, która ocalała od wydziobania przez kury sąsiadów:
Cukinia:
Szerszy pogląd na moje grządki, to łyse w głębi to miejsce, gdzie miały być ogórki:
Kolejna z fuksji w margerytkach:
Lawenda, która nie pachnie, bo jej zimno:
I kolejna z fuksji, nie wiem, dlaczego czwartej nie ma...
Weranda po przemeblowaniu:


I jeszcze parę z wczorajszego spaceru po wybrzeżu pomiędzy Chapman's Pool a Winspit:















Zdjęcia ładne, ale pogoda była taka raczej średnia, mocno wiało, słońce pojawiało się kapryśnie... No cóż, takie lato...

Aaaa, byłabym zapomniała... Gdy wybraliśmy się na wycieczkę, w drodze do Chapman's Pool, na ścieżce przez pole pszenicy spotkaliśmy dziką świnię. Co najmniej jedną, ale sądząc z ruchów w zbożu, były tam też małe dziczki. Duża świnia zobaczyła nas i zaczęła iść w naszym kierunku, oooj... Trzeba było widzieć, jak sprawnie, truchtem (świńskim) zasuwam pod górkę, żeby tej gadzinie nie wejść w drogę! A Kuba twierdzi, że w UK nie ma dzików. Ciekawe, co na to Wikipedia?

Są!

1 komentarz:

  1. Pięknie.
    Piękna róża na tle ceglanego muru; piękne kwiatki i rabatki; piękne dekupażyki w klimatycznej werandzie; i miejsce na spacery... ech...

    OdpowiedzUsuń