niedziela, 16 marca 2014

Kawa i papierosy

Siedliśmy sobie rano przy kawie, takiej parzonej. Bo zazwyczaj pijemy rozpuszczalną (ja pół na pół z mlekiem UHT, Kuba trochę mleka i trochę cukru). Ale ostatnio przechodząc przez jakiś sklep zwęszyłam kawę o aromacie tiramisu i ją kupiłam, a przy okazji zaparzarkę ze zsuwanym sitkiem. Mieliśmy kiedyś ekspres, ale stał nieużywany całe lata i w końcu zdecydowaliśmy się go wywalić. I słusznie, bo jak skończę tę paczkę kawy, to znowu wrócę do rozpuszczalnej.

I delektując się kawą (naprawdę smaczna) wspomnieliśmy 'dawne czasy'. Kiedy kawa była rarytasem i służyła jako elegancki prezent imieninowy, a także łapówka w urzędzie czy ten tam 'dowód wdzięczności' dla pani nauczycielki, co gówniarza przepuściła do następnej klasy... Rodzice przy niedzielnej kawie też siadali przy stole naprzeciwko siebie, tak jak dzisiaj ja i Kuba. Jednak zupełnie inaczej 'celebrowało' się picie tego luksusowego napoju. O rany... Pamiętacie?

Młynek do kawy. Z domu przypominam sobie coś takiego:
(Zdjęcie wzięte stąd.)

Grzechot kawowych ziarenek, brzęczenie młynka, potrząsanie nim, żeby równo mieliło... Trzeba było mocno trzymać za górę, bo spadała, i mocno wciskać ten guzik, bo nie stykał. Zapach świeżej kawy (czasem jeszcze prażyło się ją przed mieleniem). A potem (to u nas w domu) grzanie szklanek nad strumieniem pary z czajnika, żeby się dobrze zaparzało i nie wystygło za szybko w zimnym szkle. Obowiązkowe dwie (czubate!) łyżeczki. Zalewanie wrzątkiem do samego brzegu szklanki. Szklanka na spodeczku. Potem, na ten kożuszek z mielonej kawy wsypywało się cukier, który tonął powoli, ciągnąc za sobą kawowe fusy. Zamieszać, poczekać aż opadnie, pić. Normalnie, z fusami na dnie. Teściu do tej pory nie uznaje innej kawy niż fusiata...

Ale to nie wszystko, bo po wypiciu kawy z pierwszego parzenia Rodzice patrzyli na siebie znacząco. Dolewka? I dolewało się pół szklanki wrzątku do tych fusów, i piło jeszcze taką lurę... 

A przy kawie, przy rozmowie, na stole leżała paczka papierosów (najlepiej klubowe krakowskie, nie radomskie) i popielniczka pełna kiepów. Dżizassss, jak to wspomnę... 
 (Stąd fota.)

Paliło się wtedy wszędzie. Pamiętam nauczycieli w trakcie prowdzenia lekcji - papieros w pysku, szklanka herbaty na biurku. Paniusie w biurze, kelnerka przy służbowym stoliku, w kawiarniach wszędzie popielniczki, w przedziałach pociągów popielniczki, w poczekalniach siwy dym. Było to zupełnie naturalne i wpisane w krajobraz. Nikt się nie przejmował, że w pomieszczeniu są dzieci, a poza wysłanie dziecka po fajki do kiosku było rzeczą oczywistą :)

U nas palenie w domu się skończyło, gdy miała się urodzić Dana. Matula odstawiła w ciąży fajki i już do nich nie wróciła. Tato rzucał mnóstwo razy, ale przestał wtedy palić w domu, a z tego, co przyuważyłam, to ostatnio mu przeszło samo z siebie. Na zdrowie! Z trzech dereniowych córek nie pali żadna, nie wiem, czy poza mną któraś jeszcze miała fajkę w dziobie. Jakby policzyć wszystkie 'dymki', które w życiu pociągnęłam, to raczej nie złożyłyby się na jeden cały papieros. Raz koledzy na studiach mnie namówili, jak staliśmy przed dziekanatem i bałam się, że wylecę ze studiów, bo nie zaliczyłam chemii fizycznej :) 'Zapal, Agniecha, uspokoisz się', powiedzieli i faktycznie - byłam w takim szoku i z takim kapciem w pysku, że z wrażenia zapomniałam o problemach z fizyczną, a poza tym strasznie się ze mnie nabijali. Wtedy akurat nie wyleciałam ze studiów, ale potem tak, na jakiś czas... ;) W ogóle zmienił się styl życia, wtedy palili prawie wszyscy, teraz z moich bliskich znajomych pali tylko jedna osoba - nie dziwię się, że kochane Państwo zmuszone było wyśrubować akcyzę. Rząd się z czegoś musi wyżywić ;)

2 komentarze:

  1. Młynek to był troche inny u mnie. Biało-niebieski. Uwielbialam zapach swie zo zmielonej kawy. U nas była dla gości, bo Rodzice wtedy jeszcze kawy nie pili. Ale jak przyjeżdżal dziadek, to był cały rytuał z jej parzeniem :).
    Po paierosy sama latałam do kiosku... Ciewkawa jestem ile paczek "wypaliłyśmy" jako bierni palacze?
    Cudownego tygodnia

    OdpowiedzUsuń
  2. Nikt wtedy nie mówił o biernym paleniu, heh. A przypomniałam sobie, że w domu był jeszcze tytoń, bibułki i maszynka do skręcania papierosów... Wszystko walało się w szufladzie 'pod telewizorem', gdzie oprócz tego były karty do brydża i mnóstwo innych rzeczy, wszystko pachniało tytoniem :)

    Miłego!

    OdpowiedzUsuń