sobota, 22 marca 2014

Cuda na kiju

Kiedyś sobie kupiłam kolczyki. Na carboot sale. O, te:
Prawda, że ładne? Lubiłam, nosiłam, aż jeden przepadł. No, zgubił się. Szukałam długo, bo naprawdę je lubiłam, no ale w końcu musiałam się poddać. Było to ze trzy, cztery lata temu...

A dzisiaj zajrzałam do skrzynki z biżuterią, w której grzebię prawie codziennie. Do przegródki na samej górze, w której trzymam rzeczy najczęściej używane. I znowu były oba.

No, cuda na kiju...

Przypomniało mi to podobny przypadek, gdy w ostatni dzień któregoś rejsu mazurskiego zgubiłam pierścionek z bursztynem, co go od Kuby dostałam parę lat wcześniej, na drugim wspólnym mazurskim rejsie. No, wtedy to rozpacz była co niemiara, przeszukaliśmy całą łódkę i na końcu ze szlochem musiałam się poddać.

Pierścionek się znalazł parę dni później - przed wejściem do namiotu na naszej działce w Borach Tucholskich...

PS. Ja wiem, że Kuby się nie trzymają takie kawały, więc nie ma sensu rzucać na niego podejrzeń. To nie on podrzucił. O!

1 komentarz:

  1. Piękne kolczyki. Dobrze, że są oba.
    Może Twoje ulubione przedmioty jakos magicznie do Ciebie wracają? ;)
    Dobrego tygodnia
    Zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń