niedziela, 3 lutego 2013

Osioły

Kuba ma deszczowy urlop, ale na wczoraj zapowiedziano słońce. Pojechaliśmy więc  w plener, do New Forest. Nie wiem dlaczego ja, gupia, nie zrobiłam zdjęć swoich gaci po tej wycieczce - ufajdanych błotem do kolan. Chociaż w sumie, żadna atrakcja... New Forest w miejscach dostępnych jest jak jedna wielka gąbka, każdy krok wywołuje mlaśnięcie i fontannę wody lub błota. W miejscach nieco mniej dostępnych człowiek ma wrażenie, jakby chodził po wielkiej kupie przykrytej papierem toaletowym - jest ślisko, nieprzyjemnie i nieco niebezpiecznie. A jak człowiek upadnie i wetknie w to łapę, to można się domyślić...

Miejsca, które nas pokonały, to dna dolinek i brzegi strumieni. Są zupełnie nieprzekraczalne ludzką stopą, o ile ktoś nie ma ochoty zanurzyć się w bagnie do pasa. Tam, gdzie niegdyś wystarczyło zrobić mały krok, by znaleźć się po drugiej stronie strugi, obecnie przelewają się bystre nurty szerokie na kilka metrów i odpowiednio głębokie. Cóż... W Reading na przykład tam, gdzie kiedyś szumiały łąki nad Tamizą, ostatnio pływają łabędzie i żerują mewy.

Ale pogoda ładna, chociaż urywało łeb wiatrem i zimno było, że hej.





Chodziliśmy ledwie trzy godziny, a wróciłam uchetana jak kobyła, i to bynajmniej nie niuforeściańska, bo tamtejsze kónie do roboty nic nie mają i przemieszczają się według własnego uznania. Błoto im chyba mało przeszkadza.

A w drodze powrotnej spotkaliśmy osioły i długo się śmiałam, zarówno z ich urody, jak i zachowania.





Szczególnie ten łaciaty wygląda jak alien, prawda? Ale są przemiłe i mają miękkie mordki :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz