czwartek, 29 listopada 2012

Potop

Koniec świata to jeszcze nie jest, ale że - kolejny raz w tym roku - leje obficie i prawie nieustannie, doczekaliśmy efektów.

Tamiza, która dzieli miasto na dwie nierówne części i zawsze do tej pory stanowiła wąskie gardło komunikacyjne, teraz stała się sprawczynią lokalnego armaggeddonu i to wcale nie dlatego, że miasto stoi pod wodą. W Reading otóż żyje ponad 150 tys. ludzi, a w obszarze miasta - 360 tys. Część z tych osób codziennie musi kilkakrotnie przekraczać Tamizę w różnych celach. Dodatkowo dobrych parę tysięcy ludzi przyjeżdża tu do pracy. A co im ufundowało miasto? W samym Reading są dwa (DWA) drogowe mosty przez rzekę. Oprócz tego w sąsiedniej miejscowości, Sonning (z 7 km na wschód od Reading), jest kolejny - zbudowany pod koniec XVIII wieku Sonning Bridge. Ma tę szczególną właściwość, że jest wąski i ruch na nim odbywa się naprzemiennie. Kolejny most znajduje się w małym miasteczku Pangbourne  (10 km na zachód od Reading) i też nie jest to zwykły most, gdyż został otwarty na początku XX wieku i jest to most płatny, nie mówiąc o tym, że ma ograniczenia co do tonażu pojazdów...

I rzeka wylała...





(Zdjęcia zrobione parę dni temu w Wallingford, które również jest nad Tamizą, jakieś 25 km od Reading, akurat trafiło nam się, że pół niedzieli było słoneczne. Ale i tak lało, gdy stamtąd wracaliśmy.)

A wracając do armaggeddonu...

Otóż most w Sonning został zalany i zamknięty. Tym samym kierowcy, którym jeszcze udawało się ominąć Reading w godzinach szczytu komunikacyjnego, teraz nie mają wyjścia i muszą się pchać przez miasto, w którym  - jak wspomniałam wcześniej - są tylko DWA mosty. Ludzie usiłujący przejechać w którąkolwiek stronę, skazani są na dwugodzinne tkwienie w samochodach i problem nie omija nawet tych, którzy nie muszą przekraczać rzeki - zapchane są wszystkie drogi, nie tylko główne, ale nawet te osiedlowe... Kuba dzisiaj nie dojechał do dentysty, do którego - jak wezmę dobry rozbieg - docieram w 20 minut z buta. Wczoraj spędziłam w oczekiwaniu na kolejne autobusy jakieś półtorej godziny, ja głupia. Gdybym wiedziała, co się dzieje - poszłabym na nogach. Dzisiaj już wiem i pójdę, bo pieszy porusza się szybciej, niż samochody. No i Kuby droga z pracy i do pracy wydłużyła się o godzinę, a on całkiem sprytny jest i kombinuje bocznymi, wiejskimi drogami. Jeśli jeszcze zamkną most w Pankbourne, będzie pracował z domu. O!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz