sobota, 20 sierpnia 2011

Deans Farm Lakes

 Zaczynam lubić Reading.

Wybraliśmy się na spacer niemal skoro świt, bo gdzieś koło dziesiątej. Daleko i męcząco nie chciało się nam, więc Kuba wyszukał blisko. Bardzo blisko, o 10 minut drogi autem, rzut beretem od centrum Reading:

Korzyści uzyskane ze spaceru to:
1. Ożarcie się po uszy jeżynami.




2. Znalezienie wspaniałego miejsca do pływania, bez kretyńskich tabliczek 'no swimming' czy 'deep water' tam, gdzie kaczki mają wodę po kostki. Szkoda tylko, że tej jesieni nie zanosi się już na lato...



3. Walory estetyczne nie do przecenienia...










4. No i krzewienie wartości rodzinnych, zdjęcie z ręki :-)))

Czy ktoś by się domyślił, że z tego miejsca jest kilometr do centrum dwustutysięcznego miasta? Nie spotkaliśmy żywej duszy... Aż nie chciało się wracać, przegoniły nas chmury. Słuchaliśmy potem na werandzie, jak deszcz bębni o dach. Nawet fajnie, bo podlał mi warzywnik. Rośliny wychodzą z ziemi, zwłaszcza rzodkiewka i najbardziej tam, gdzie mi się rozsypała - czyli całkiem nie na grządce, za to gęsto. A na krzaku mam trzy zielone pomidorki.

A teraz piję wino.

1 komentarz:

  1. Kurcze....Wiesz jak w Polsce wygląda las kilometr od miasta.
    No.
    Można się wk...zdenerwować.

    OdpowiedzUsuń