niedziela, 14 sierpnia 2011

Fioletowo

Jestem na diecie. Co prawda, jak zwykle, nie umiem sobie odmówić piwa, ale jestem... Zaczęłam od tego, że wykupiłam dietę na portalu GazWyba. To zbilansowany jadłospis, tymczasem na trzy miesiące (w zeszłym roku pomógł mi sporo zrzucić, szkoda że potem standardowy efekt jojo zniwelował sukces o połowę), więc liczę kalorie, wpisuję je sobie w przeglądarkowy kalendarz, pichcę niskotłuszczowe posiłki i zabijam głód tonami pomidorów, które są pyszne o tej porze roku i mają w sobie mnóstwo cudownych właściwości. Pff... No, najważniejsze, że je lubię i że są niskokaloryczne. Każdy dietetyk, nawet z komputera, zaleca wspomaganie diety za pomocą ćwiczeń, bue... Nie lubię się męczyć, poza pieszymi wędrówkami i pływaniem. No, ale schudnąć chcę...

Kuba zmusił mnie więc dzisiaj do wycieczki rowerowej. Pojechaliśmy do lasu, ale nie do New Forest, bo trochę teraz mamy daleko. Kilkanaście mil od Reading jest Bracknell Forest i tam udało nam się wykonać 'forsowny', kilkunastokilometrowy tour. Czyli dystans dla działkowca - rencisty, no, ale było trochę pod górkę i z górki. Jakoś przeżyłam, cierpię teraz na ból tyłka, mięśni ud, i jeszcze w dodatku włosy oklapły mi pod kaskiem. Kuba się ze mnie nabijał, żem cienka jak dupa węża, po czym mimochodem zaległ na sofie w salonie (tylko trochę poczytam...) i teraz śpi w najlepsze. A ja przejrzałam zdjęcia  z wycieczki i proszę, zgodnie z tytułem notki - fioletowo...








Na ostatnim zdjęciu jest bodajże bunkier, na terenach, po których jeździliśmy, był kiedyś poligon wojskowy. Pogoda była taka w sam raz na rower, ciepło ale nie gorąco, lekki wiaterek i od czasu do czasu słońce. Tylko jakieś dziwne przeczucie jesieni wisiało w powietrzu, a to przecież dopiero połowa sierpnia...


3 komentarze:

  1. A ja na te wrzosy do Was tak się wybieram...i wybieram...i wybieram...

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja też ostatnio fioletowe wrzosy widziałam. I jakoś tak z wrześniem mi się to skojarzyło.
    Ale o czym innym niż o jesieni tym razem chciałam...
    Mianowicie było to na średniowiecznym cmentarzysku kurhanowym na Wolinie. Słońce świeci, kwiatki kwitną... przyjemnie, ale jednak cmentarz i, jak myślę, jakiś szacunek tysiącletnim szczątkom się należy. Pod cmentarzysko zajechała rodzinka. Gdyby nie słupki, to chyba między (a może i na) kurhany by wjechali. A później, to już sama groteska. Z auta wysiadł tatuś, mamusia i nastoletnie dziewczę. Mamusia przebiła wszystko... weszła między kurhany i zaczęła bańki mydlane puszczać.

    OdpowiedzUsuń