poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Chałupka

Porobiłam trochę zdjęć, ale jakieś takie są mało porywające. Czy to ze względu na światło, czy na ciasnotę i niemożność złapania właściwego kąta... Może nie od rzeczy są tu moje umiejętności i bajzel, który jakoś wyraźniej widać na zdjęciach niż na żywo. Cóż, mój bajzel, nic nikomu do tego, można nie patrzeć.

Zacznijmy od pracownio-sypialni. Ma około 14m2 i tymczasowo brakuje w niej szafy, znaczy dużej szafy. Na razie nasze ciuchy tkwią w pudłach na podłodze, a różne manele obrastają tymczasową szafę i regał. Dodatkowe meble nabędziemy, jak odetchniemy nieco finansowo po tej przeprowadzce...




Tutaj komórka pod schodami zaadaptowana na czytelnię, czy jak kto woli - kibelek. Powierzchnia 1.2m2:
Dalszą część tego pomieszczenia stanowi schowek na licznik gazu i prądu, nawrzucaliśmy tam również buty.  Liczniki  - ciekawostka - na karty pre-paid. Czyli mogę się spodziewać, że kiedyś zapomnimy naładować licznik prądu i zostanę pod prysznicem z namydlonym łbem...



W przedpokoju również brakuje mebli, piętrzą się za to pudła i zwisa to, co wisieć powinno w szafie. Jak ktoś nie widział bałaganu, to proszę bardzo:

Łazienka. Kuba stwierdził, że nie wchodzi się do niej, tylko się ją na siebie ubiera (2.2m2). Ale jest co trzeba - umywalka, prysznic oraz miejsce na szafeczki i kosz na bieliznę. Wanna jest nam zbędna, w Warrington zanurzona po uszy kąpałam się raz, w Southampton - wcale. W Bielsku mieliśmy kabinę prysznicową i wystarczała w zupełności. Zanurzać się mogę na basenie.
Na tym zdjęciu widać jeden z włączników prądu do ogrzewacza wody w kabinie. Za ten sznurek pociągaliśmy bez skutku...
...bo, aby włączyć wodę, należało jeszcze pstryknąć włącznik za drzwiami. Cóż za dbałość o estetykę, a przede wszystkim o BHP:
Jak widać, do łazienki wchodzi się z kuchni. Tutaj też brakuje tego i owego, zamierzamy dołożyć półki i drugą lodówkę, bo mała jest za mała ;-)
Na baterii pstryczków i kontaktów gniazdko uwił ptaszek od Kaliny:


Teraz zapraszam na salony:



Konserwa, czyli weranda, czyli po tutejszemu conservatory, zżera po drodze sporo światła, ale salon jest ciepły i przytulny. Ciasno tu dosyć po rozstawieniu wszystkich mebli, ale dajemy radę. Jakby kto pytał, gdzie mamy książki: część w komodzie, część w pracownio-sypialni, część w komputerze, a pozostałe w Bielsku u teściów na strychu. Kominek się okazał być gazowy, nie elektryczny, jeszcze go nie wypróbowaliśmy. Wygląda dość odstręczająco, ale podobno potrafi w moment nagrzać całe pomieszczenie.

No właśnie, konserwa... Na razie i tutaj brakuje nam mebli, tymczasem stoją przypadkowe elementy oraz tutejszy stół, przy którym jemy i na którym zrobiłam sobie pracownię. Bałagan jest albo go nie ma, zależy. Teraz jest:



Teraz okolice chałupki, czyli zaniedbany ogród z przyległościami. Tutaj podżerane przez ślimaki margerytki i chryzantemy:

Szopa na rowery i weranda z bliższa i z dalsza:



Skopana w ćwierci grządka, na której może wyhoduję ogórki (nasiona idą pocztą od Mamy Roksariusa!):
Widok na śliwkę-robaczywkę i wzdłuż ogrodu. Te betonowe słupy pośrodku placu to tylko Anglik mógł wymyślić i postawić. Nie możemy ich usunąć, są wyszczególnione w inwentarzu.

Pomidory, papirus i reszta moich roślin, tymczasem rosną na zewnątrz i korzystają z lata:

Ścieżka koło domu i samozatrzaskowe drzwi wejściowe. Rury kanalizacyjne na zewnątrz to tutejszy standard, proszę się nie emocjonować. Zresztą Brytyjczycy estetykę pojmują jakoś odmiennie niż my :-)


I na koniec - widok od frontu:


 Podobało się? Bo mi tak, dobrze nam się tutaj mieszka :-)

3 komentarze:

  1. Ladne :) Sie mnie podoba.
    Super sprawa z konserwa, zielonosc do domu wchodzi. Na slimaki (poza ogolnodostepnymi, ale za to nie dzialajacymi, kulkami) znam dwa sposoby.
    1 - zrobic dziure w ziemi, wstawic w nia pojemnik np po jogurcie albo przecieta puszka, wypelnic piwem - leca jak pszczoly do miodu i umieraja szczesliwe.
    2 - rozsypac kawe - znaczy to co po zaparzeniu zostaje. Najwyrazniej kluje je w dupki.
    A - jeszcze
    3 - mi sie przypomnialo, tylko nie wyglada - porozrzucac po ogrodzie, zwlaszcza wokol rabatek ktore chcemy uchronic - pogniecione skorupki jajek - dzialaja jak kawa, ale bardziej sie w oczy rzucaja.

    A bez wanny bym nie mogla chyba. Pierwszy rok tu tez taka mikroskopijna lazieneczke mialam i nie dalam rady.

    A propos komentow - to nie tyle o moc i jakosc netu chodzi co o wyswietlanie. "Drop lista" z ktorej musze wybrac tozsamosc (ciekawe swoja droga po co, jak mam tylko jedna) sie ni huhu nie pokazuje i nawet jako anonim nie daje rady.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie ta 'drop lista' nie pokazuje się przy słabym necie, przetestowałam to w paru miejscach. To jest chyba jakieś googlowe zabezpieczenie przed włamem, tak sobie wymyślili, z poczty też jest problem korzystać.

    A na ślimaki mam takie niebieskie granulki, po których a. zbieram skorupy, lub b. oglądam rozpuszczone, rzadkie gluty pozostałe po ślimakach bez skorup. Bue... Fusiastej kawy nie pijam ani z ekspresu, więc na fusy nie mam co liczyć. Piwa gadzinom nie dam, po moim trupie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawie to zostało opisane.

    OdpowiedzUsuń