środa, 27 lipca 2011

Jestem, jestem...

Czytam któryś z kolei kryminał Agaty Christie. Przed przeprowadzką ukradłam z ‘Chomika’ kilkadziesiąt książek Agaty i właśnie pochłaniam dwunastą czy trzynastą. I tak mnie właśnie olśniło, że te książki mają zupełnie inny wymiar, niż gdy je czytałam lata temu… No bo jak opisuje wrzosowiska nad Sittaford w Dartmoor i rozrzucone tu i ówdzie granitowe skały - to przypominają mi się zeszłoroczne wakacje pod namiotem w Dartmoor właśnie.  Albo takie zdanie: ‘Prince Albert Road okazała się uliczką identycznych małych, wymuskanych domków.’ - przed oczami mam uliczki takich samych domeczków, mnóstwo ich tutaj…

Co do przeprowadzki - od tygodnia z hakiem mieszkamy w Reading. W łykend odwiedzili nas Mieszczykowie, przez moment był Andrzej z Bielska. Zostało sporo niezakończonych spraw - nie wiemy, co będzie z wynajmem mieszkania  w Soton i czy nie będziemy płacić do września. Czekamy na zwrot kasy z nadpłaconego Council Tax… Zorientowaliśmy się dzisiaj, że firma energetyczna, której zapłaciliśmy kupę kasy za zimowe miesiące, źle odczytała liczniki i teraz będziemy się szarpać z nimi o kasę… Brytyjska telekomunikacja drugi raz wczoraj nie wysłała nam montera do podłączenia telefonu i normalnego, kablowego neta i dzisiaj Kuba, po awanturze, dowiedział się, że zamówienie ‘zgubiło się’ w systemie i złożył nowe, kiedy nam założą neta, diabli wiedzą. Tymczasem czasami korzystam z neta z komórki, który się rwie i wnerwia mnie do białości. Czyli życie się toczy jakoś… Żeby nie było, że narzekam - grzebię w ogrodzie, który jest strasznie zaniedbany, doprowadziłam do znośnego stanu ścieżki koło budynku, wywlekłam z nich kilka wiader piachu, chwastów, starych liści i różnych innych paskudztw… Walczyłam dzisiaj  z pokrzywami w kącie ogrodu i już mnie przestały piec oparzenia na łapkach. Odkryłam, że kiedyś ktoś hodował tu ziemniaki, buraki, kalarepę i kukurydzę… I zwiedziłam centrum Reading, fajnie tu, tylko polskie sklepy są biedne, brudne i źle zaopatrzone.

A pomidor od Duśki coś nie rokuje… No trudno, wyhoduję następnego.

2 komentarze: