piątek, 15 lipca 2011

Przeprowadzka, jak na razie, wygląda tak:

1. Dzień P minus 3 tygodnie: wynajęcie mieszkania w Reading.
2. Dzień P - 2 tygodnie: agencja w Southampton informuje nas, że skoro zrywamy kontrakt dwa miesiące przed wygaśnięciem, mamy płacić przez te dwa miesiące, bo tak.
3. Dzień P - 10 dni: agencja w Soton zmienia zdanie - po interwencyjnym telefonie od landlorda uznaje, że skoro my się wyprowadzamy, to ktoś inny może się wprowadzić i niech on płaci.
4. Dzień P - 8 dni: umawiamy do przeprowadzki pana, co to pomoże nam przenieść graty do furgonetki i z powrotem.
5. Dzień P - 1 tydzień: Kuba bukuje furgonetkę.
6. Dzień P - 1 tydzień: informacja z agencji w Reading, że jesteśmy niewiarygodni finansowo. Kuba robi awanturę w agencji, co w dziwny sposób czyni nas wiarygodnymi.
7. Dzień P - 5 dni: zaczynamy pakować w pudła i wory cały dobytek. Robi się strasznie.
8. Dzień P - 1 dzień: Kuba, jako wiarygodny, a wręcz czcigodny obywatel, odbiera klucze do mieszkania.
9. Dzień P - 1 dzień: gostek od pomocy potwierdza, że będzie gotowy na 9.30.
10. DZIEŃ Pe - 9.00 rano: Kuba z kompletem dokumentów udaje się po furgonetkę i zostaje wysłany na drzewo. Powód: firma honoruje tylko brytyjskie prawo jazdy. Bo tak.
11. DZIEŃ Pe - 10.00: Po awanturze, telefonie do centrali i kurwach pod niebiosa Kuba wraca bez furgonetki.
12. DZIEŃ Pe - 10.00-11.00: szukamy furgonetki po całym Soton. Nie ma.
13. DZIEŃ Pe - 11.00: hurra, jest furgonetka! Co prawda gdzieś w kosmosie prawie za Soton, ale jest!
14. DZIEŃ Pe - 12.00: Kuba stawia się po odbiór furgonetki. Firma jest, furgonetka jest. Ale w innym oddziale, notabene rzut beretem od naszej chałupy.
15. DZIEŃ Pe - 12.00-13.15: Oczekiwanie, aż dowiozą furgonetkę.
16. DZIEŃ Pe - 13.15: JEST FURGONETKA! Tyle że mniejsza, niż zamawialiśmy. Większej nie ma i nie będzie.
17. DZIEŃ Pe - 13.30: Kuba jedzie po pana Pawła, który okazuje się być człowiekiem cierpliwym i czeka, aż coś się wyklaruje.
18. DZIEŃ Pe - 14.00: Zaczynamy ładowanie. Już wiadomo, że będzie trzeba obrócić trzy razy.
19. DZIEŃ Pe - 14.45: Spakowali, wsiedli, pojechali. Pierwszy raz. Ja zostałam i próbuję dojść do siebie. Pan Paweł obiecał, że pojedzie jeszcze drugi raz. Cóż, zarobi nieźle za to całe zamieszanie. Mam piwo i nie zawaham się go użyć…



Później:
20. DZIEŃ Pe - 18.30: Pierwsze koty za płoty. Ekipa wraca po drugi transport gratów.
21. DZIEŃ Pe - 19.10: Pojechali drugi raz. Gratów do zawiezienia jeszcze mnogo...

Jeszcze później:
22. DZIEŃ Pe - 22.50: Kuba wrócił. Trzeci transport jutro.

Następnego dnia:
23: Dzień P plus jeden - szósta rano: zrywamy się z mocnym postanowieniem, że pakujemy graty i przed ósmą wyjeżdżamy do Reading z ostatnią transzą dobytku.
24: Dzień P plus jeden - 10.10: udaje nam się wyruszyć, chałupa zgrubnie sprzątnięta i odkurzona, tu i ówdzie po kątach walają się nędzne resztki dobytku.
25: Dzień P plus jeden - 11.00: tkwimy w korku na autostradzie. O 14.00 mamy oddać furgonetkę w Soton.
26: Dzień P plus jeden - 12.00-12.20: w ulewnym deszczu przenosimy graty z auta do mieszkania. Wszystko nawrzucane byle jak.
27: Dzień P plus jeden - 12.40: tkwimy w sobotnio-szopingowym korku w Reading.
28: Dzień P plus jeden - 13.51 (co do minuty, nie bujam): zajeżdżamy oddać furgonetkę. Bez problemów.
29: Dzień P plus jeden - 14.41 wsiadamy do pociągu i za pięć trzecia wysiadamy na Sholing Station, czyli rzut beretem od mieszkania.

Jutro wrócimy dosprzątać... A ja prawdopodobnie zostanę żywcem oderżnięta od netu i odrośnie mi w czwartek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz