poniedziałek, 9 czerwca 2014

Do roboty!

Bo jak se człowiek zrobi coś pożytecznego, to mu od razu lepiej. Ja se skosiłam ogród i wyrezałam chwasty spomiędzy kwiatów i warzyw. I co? I fajnie.

Wczoraj fajnie było tylko częściowo, bo sobie zaplanowaliśmy wycieczkę w las i wpadliśmy w takie bagno, że ojej. Z tego wszystkiego zdjęcia robiłam do góry, bo tam akurat było naprawdę ładnie. Na dole było guano. A na górze jak w niebie :)




Z lasu uciekliśmy po godzinie mocno wkurzeni na to, że ani iść, ani siąść i poczytać... Wracając trafiliśmy na pub i humory nam wróciły:


Pub stoi w środku niczego. Ogródek piwny jest od niego oddzielony szosą, po której mało co jeździ. W środku jest klimatycznie i sympatycznie - obsługa przemiła, a stali bywalcy nie wiadomo skąd przychodzą, bo w zasięgu wzroku żadnej chaty.

I wiecie co? Dają tam dobre jedzenie. Niebywałe. Poprzednio w równie klimatycznym miejscu jadłam rozpaćkane fish pie (no, coś w rodzaju kotleta rybnego mielonego , ale chyba ze złotej rybki), a jeszcze poprzednio - nieprzyprawioną rybę w przetłuszczonej panierce. Tutaj dali mi świetnie usmażoną wołowinę, smaczny sos i pieczone ziemniaki, które na pewno nie były pastewne. Warzywka angielskie, znaczy rozgotowane, niemniej jednak całość - na warunki tutejsze, wyspiarskie - oceniam 5/5 (w tym świetne piwo, oczywiście).

O, tu mi dali rybę zupełnie bez soli:




1 komentarz:

  1. Ja też jak sobie popracuję, zamęczę się i padam na nos, to czuję się kobietą spełnioną:) Ślicznie wyglądasz, NOysik, a zdjęcia apetyczne bardzo! A ta połowa drogi to może być, bardzo chętnie:)

    OdpowiedzUsuń