wtorek, 25 grudnia 2012

Merry Christmas w UK

Na wstępie wszystkim zaglądaczom składam życzenia, i są serdeczne, mimo że ja z natury rzeczy mało wylewna jestem. Dziękuję za życzenia SMSowe i te przez FB, a efce za kartkę :D Osobie, która kolędowała z nieznanego mi numeru telefonu, dziękuję szczególnie i proszę, żeby kolejnym razem się podpisała, to dodam do kontaktów :)

To bodajże nasze szóste święta w UK, a trzecia Wigilia spędzona z Kisielami. Nawiązując do naszej dzisiejszej rozmowy, wyrosła nam nowa świecka tradycja ;) Tradycyjnie już narobiłam mnóstwo żarcia, a Kisiele przywieźli mnóstwo piwa i wina. Przygotowania tym razem wspominam bardzo sympatycznie, bo - jak rzadko - Kuba miał wolne, zatem działaliśmy wspólnie. Ba, smażyliśmy razem naleśniki na krokiety, ale muszę tu zaznaczyć, że to ja potrafię podrzucać placki na patelni i je łapać, i zepsułam tylko dwa. Krokietów zrobiłam niewyobrażalną ilość w czterech rodzajach: pieczarkowe, z kapustą i grzybami, z farszem drobiowym i - UWAGA - na podstawie sugestii Roksariusa powstały krokiety ruskie - z farszem jak na ruskie pierogi. Uroczyście oznajmiam, więcej nie będę lepić pierogów, bo to się mija z celem. Bez większej różnicy w doznaniach smakowych (przepyszne były!), a zrobiłam je w trymiga, zamiast mozolnie wyrabiać, wałkować, wykrawać i kleić...

Dobra, o reszcie żarcia nie piszę, poza tym, że przepyszne i za dużo.

Nie wiem, jak obecnie wygląda przedświąteczny czas w Polsce. W UK jest to totalny amok. Ponoć średnia kwota wydana przez  przeciętną rodzinę na święta (przygotowania, dekoracje, żarcie, ewentualne wyjazdy i prezenty) wynosi 8 tys. funtów. Rzuciło mną o glebę. Za 8 tys. funtów można kupić nowego fiata pandę, podpowiedział mi Kuba. Pewnie w Polsce można za to urządzić porządne wesele albo zwiedzić jakieś bardzo fajne Ciepłe Kraje. Nie liczyłam, ile przeputaliśmy na święta, ale poza zwiększoną sumą na piwo i wino oraz paroma ekstra zakupami na świąteczne potrawy, wydaliśmy średnio po 40 funtów na drobne prezenty i to wcale nie dlatego, że sobie żałujemy. Mnie ucieszyło, że Kuba pamięta, że wciąż lubię Diora, a Kuba dostał zestaw szkockich win i też mu było sympatycznie. W zeszłym roku dostałam kindle'a, ale przed świętami. Co będzie za rok, zobaczymy, lecz najlepszym prezentem dla nas obojga byłoby postawić choinkę we własnym domu, choćby i na gruzie.

Z rzeczy najbardziej porażających w nieustającym wyścigu komercji, rzucają się w uszy - a jakże - okołoświąteczne radiowe zapchajdziury, które pojawiały się z coraz większą częstotliwością, gdy tylko przeminął halloween. Wygrzebałam z YT te najbardziej powszechne.

Oto Trzęsący się Stivens:

Ulubieniec Kuby - jak się odzywa, to słyszę ryk: 'wyłącz tą grubą, brodatą ciotę!':

Pan Jona Lewie napisał tę piosenkę wcale nie z myślą o Merry Christmas. Lubię ją, mimo faktu, że stacje radiowe zaadaptowały ją na własny użytek i zarżnęły na amen:

Paul McCartney musiał popełnić christmasowy przebój, nie? Tylko dlaczego ta muzyczka brzmi jak miauczenie torturowanego kota?

Tu się nie chcę wyrażać, bo jak słyszę ten skowyt, to mogłabym mordować:

No i Pougsi na koniec. Nie sądzę, że zamierzali stworzyć świąteczny szlagier, ale jakoś im wyszło. Lubię tę piosenkę:

Wesołych świąt. Niezależnie od stopnia skomercjalizowania i osobistych poglądów, jest to czas, by się skupić na ważnych sprawach. Nie boli mnie, że życzenia dostałam za pośrednictwem internetu czy SMSów, a nie gołębi pocztowych czy chociażby listonosza. Smuci mnie, że sama takich życzeń nie wysłałam, a przecież robiłam to kiedyś za pomocą projektowanych przez siebie kartek, które wysyłałam wszystkim znajomym z książki adresowej.

Jedno z postanowień na kolejny rok: wysyłać świąteczne życzenia. Internetem, a co :)

A jak z Kubą poszliśmy na przedświąteczne zakupy, to wypatrzył, zaparł się, że tak! i kupiliśmy sobie narzutę na łóżko:
 Fajna, nie? A jaka miła w dotyku, puszysta i ciepła :)

1 komentarz: