Głównie pada, a jak nie pada, to zbiera się na deszcz... Rano było słońce, więc jak idiotka poleciałam robić pranie (poprzednie robiłam na dwa razy, to znaczy jak zaśmierdło, wyprałam drugi raz i podsuszyłam w pokoju za pomocą odwilżacza powietrza...). Już widzę, że to dzisiejsze nie ma szans wyschnąć na dworze.
Ogród zarasta chwastami i koniczyną. Koniczyna mi nie przeszkadza. Za to zalęgły się w niej obce stwory:
Jadowity oranż podejrzanie wskazuje, że mogą być to magic mashrooms. A może mi się tylko wydaje, że to taki psychodeliczny kolor. Inne rośliny w ogrodzie wyglądają raczej blado w braku słońca, w każdym razie zdjęcia są ponure, chociaż próbowałam je podrasować.
I jeszcze o, proszę - liguster mam w ogrodzie, się okazało. Czułam ten wstrętny smród, który brzydzi mnie od dzieciństwa... Myślałam, że to sąsiedzi hodują paskudztwo, a otóż nie, zalęgło się u mnie. Żeby to był mój ogród, wyrżnęłabym do korzenia i posypała solą. Nienawidzę tej woni, a tu co drugi żywopłot właśnie ligustrowy, sąsiedzi mają ligustrowe drzewo, a nawet na Wybrzeżu są całe gaje dzikiego ligustru, który właśnie kwitnie i psuł mi ostatnią wycieczkę. W mokrą, bezwietrzną pogodę ta woń ściele się w całej okolicy i zniechęca mnie do czegokolwiek...
A jesteś pewna, że to ligustr a nie trzmielina? W necie znajdziesz zdjęcia. Za naszego dzieciństwa nie trafiały się żywopłoty z tejże.
OdpowiedzUsuńTrzmielina to zupełnie coś innego, owocuje takimi małymi, różowymi rozetkami i nie śmierdzi. Liguster śmierdzi i kwitnie taką białą drobnicą, tak jak żywopłot wzdłuż ulicy Ząbkowickiej koło 'domu milicjanta' - taki między starymi topolami, pamiętasz? Teraz go już dawno nie ma...
OdpowiedzUsuń