wtorek, 10 stycznia 2012

Ups, zagapiłam się...

...a tymczasem nastał kolejny rok. No to szczęśliwszego!

Co z nowym rokiem? Z końcem starego doszłam do wniosku, że sama sobie nie poradzę z depresją pogłębiającą się od ponad dwóch lat. Poszłam więc do lekarza i poprosiłam o jakieś cóś, dostałam do wypełnienia ankietę i dzisiaj lekarka dała mi prochy, sertralinę. Pożyjemy, zobaczymy... Wracając z przychodni zaglądałam ludziom do ogrodów i wypatrzyłam całe mnóstwo kwiatów - przebiśniegi, krokusy, zawilce, pierwiosnki, nawet jakąś wyjątkowo odporną różę, co przetrwała jesienne przymrozki... Kwitną też różne krzaki, głównie na różowo i biało, z żółtych widziałam forsycję, a w swoim ogrodzie mam dwa szafirki. Znaczy, podejrzewam, idzie wiosna i oby tak dalej!

A jak wróciłam z przychodni, to w ogrodzie zastałam tutejszego fachofffca. Poniekąd nie powinnam być zdziwiona, bo wichury w zeszłym tygodniu połamały nam ogrodzenie i agencja wysłała swojego człowieka, żeby naprawił co trzeba. Wysłali go w piątek na wizję lokalną, wczoraj przyszedł i zaczął naprawiać... No, w porządku. Po pracy zapytał, czy może w szopie w ogrodzie zostawić graty, pozwoliłam i dałam mu klucz. Gdy dzisiaj wróciłam, facet siedział w ogrodzie dewastując trawnik i ręczną piłą haratając betonowy słupek, a wokół niego walały się bryły gruzu. Najpierw dostałam szczękopadu, a potem zapytałam gościa, co on sobie wyobraża, uprawiając swój zawód na mojej trawie. W odpowiedzi usłyszałam 'don't worry, I'm professional, it will be gone'. Buah. To sobie poszłam. Za jakiś czas facecik zastukał w drzwiczki i poprosił o wodę. Do rozrabiania cementu. Ustawił na progu dwa ogromne cebry i zaprezentował rozbrajający uśmiech... No to mu mówię, żeby se wszedł i nalał, ale nie, podniósł kopyto i się okazało, że buty ma po kolana oblepione błotem. Spojrzałam  z niedowierzaniem, a gostek mówi, żebym nalała i mu przyniosła. Kolejny szczękopad i wytrzeszczone gały dały mu do myślenia, zapytał w czym problem, skoro wyglądam na silną :-/ Powiedziałam, że mam problemy z plecami i uśmiechnęłam się serdecznie, więc wreszcie zdjął meszty i w skarpetkach wszedł do kuchni, pomarudził coś, że z prysznica woda wolno leci i że woli z kranu w kuchni, uznałam, że kłócić się z nim nie będę, niech skończy i pójdzie w diabły im prędzej, tym lepiej... Dobra, potem jeszcze tylko przylazł pytać, czy mam ładowarkę do Nokii, bo mu się rozładowała, a potem chciał do toalety i zdziwił się, że nie wpuściłam go z papierosem w paszczy. Generalnie faceciczek serdeczny i do rany przyłóż, patrzył się na mnie z niedowierzaniem, że nie rozumiem potrzeb człowieka pracy i miał gacie podarte na dupie. Hah...

Dałabym jakieś optymistyczne zdjęcie, ale nie mam :-)

A nie, mam - z ostatniej zeszłorocznej wycieczki do New Forest. Koniec listopada:

1 komentarz:

  1. Optymistycznego zdjęcia nie masz? Trzeba było te podarte gacie obfocić :D

    OdpowiedzUsuń