A dzisiaj zajrzałam do skrzynki z biżuterią, w której grzebię prawie codziennie. Do przegródki na samej górze, w której trzymam rzeczy najczęściej używane. I znowu były oba.
No, cuda na kiju...
Przypomniało mi to podobny przypadek, gdy w ostatni dzień któregoś rejsu mazurskiego zgubiłam pierścionek z bursztynem, co go od Kuby dostałam parę lat wcześniej, na drugim wspólnym mazurskim rejsie. No, wtedy to rozpacz była co niemiara, przeszukaliśmy całą łódkę i na końcu ze szlochem musiałam się poddać.
Pierścionek się znalazł parę dni później - przed wejściem do namiotu na naszej działce w Borach Tucholskich...
PS. Ja wiem, że Kuby się nie trzymają takie kawały, więc nie ma sensu rzucać na niego podejrzeń. To nie on podrzucił. O!
Piękne kolczyki. Dobrze, że są oba.
OdpowiedzUsuńMoże Twoje ulubione przedmioty jakos magicznie do Ciebie wracają? ;)
Dobrego tygodnia
Zapraszam do siebie