Wczoraj znienacka niejaki fejsbuk stręczyciel nachalnie zaczął mi oferować znajomość z nowym friendsem. Na początku nie załapałam, ossochodzi, aż tu nagle pstryk! Big Oz... No co za palant, kiedyś Bigos tak się podpisywał, gdy szył śpiwory lepsze niż pajaki. Zaraz, zaraz... Big Oz? BiGoS?! No przecież Bigos, kochany wrzaskun, no!
No i opadły mnie wspomnienia, których nie będę przelewać na bloga, bo po co. Jak zagląda tu ktoś z tych, co się rozpoznają na zdjęciach, to niech se sami powspominają i westchną z nostalgią, bądź z irytacją. Innym te zdjęcia powiedzą niewiele albo nic. Ehehe, chciałam tylko zauważyć, że po latach (foty z roku 1996) konfiguracja par zdążyła się wiele razy przetasować. Najwytrwalszym gratuluję :)
Trochę nie chce się wierzyć, że człowiek kiedyś taki młody był...
jak se strzele takom fryzure jak wtedy, to mie o te dwie dychy odmłodzi może... (fifka)
OdpowiedzUsuńStrzel se, fajna była :)
UsuńAle teraz w sumie też mam fajnom. Teraz jestem blondzia farbiona. :) Wpadnijcie w końcu na to ognisko z pieczeniem kiełbachy, to zobaczysz. :P
UsuńA mnie akurat na tym rejsie nie było. Buuu...
OdpowiedzUsuńA nie masz zdjęć z roku później??? Chyba trochę nie po polsku, ale co tam... Pa Comar
OdpowiedzUsuńNo właśnie że nie mam, albo mało mam... A na pewno nie z Waszej łajby!
Usuń