Potem przyjechała, więc się ucieszyłam, i kupiłam jej bilet dzienny na busy w Reading. Przy przesiadce okazało się, że to JA nie mam biletu. Się zgubił. Spędziłam pięć minut szperając po torbie, podczas gdy kierowca coś świstał pod nosem. Wreszcie wysępiłam od Siorki drobniaki (w miejskich autobusach w Reading kierowcy przyjmują tylko wyliczone monety, nie wydają reszty!!!) i kupiłam sobie bilet jednorazowy. Zaraz, w momencie gdy usadziłam tyłek na fotelu, znalazłam zgubiony bilet dzienny...
Następnie, po dotarciu do chatki, Siorka zdrzemnęła się na moment, po czym wyruszyłyśmy na piechotę na długi spacer do supermarketu, w planie mając powrót autobusem. W markecie nabrałyśmy do koszyka mnóstwo ważnych rzeczy jak: mleczko kokosowe, przyprawa curry, kurczak, dwie paczki żelków, wino, piwo i cztery bułki. Przy kasie pani kasjerka przesunęła winem przed czytnikiem, postawiła je przede mną, po czym - gdy po nie sięgnęłam - zaparła się wszystkimi łapami i powiedziała, że nie sprzeda wina, bo nie może niepełnoletnim. Hmmm... No to z niechęcią wyznałam, że mam lat 38, ale to nic nie pomogło, bo pani wskazała na Siorkę i powiedziała, że takim nie sprzedaje. Siorka zdębiała, bo ona nie rusza alkoholu i nic jej do wina, które chciałam kupić Kubie na urodziny... No, ale pani w kasie była nieugięta, więc Siorka, chcąc nie chcąc, wyciągnęła ID Card i objawiła się zupełnie pełnoletnia, wręcz 24-letnia, no! Zgarnęłam wino do torby i udałyśmy się w stronę autobusu, tymczasem jednak po drodze się okazało, że Siorka swój dzienny bilet zostawiła w domu i mogę pojechać sama, zostawiając ją na zatracenie, lub też puścić Siorkę autobusem, by krążyła w nieskończoność w pętli nie wiedząc, gdzie wysiąść. W opcji było jeszcze nabycie biletu jednorazowego, ale biorąc pod uwagę fakt, że kupiłam dzisiaj dwa bilety dzienne po 4 funciaki i jeden po 1.80 pojedynczy, bo dzienny się zapodział w przestworzach... No, po prostu, uznałyśmy, że wystarczająco zasponsorowałyśmy tutejsze MZK, i poszłyśmy z buta pod górkę do domu, dzięki czemu spaliłyśmy po trzy żelki z całej paczki zeżartej po drodze. Nie licząc piwa, które wypiłam do obiadu i którego nie spaliłam...
Kocham swoje Siostry :-)
(Na zdjęciu Siorka w Derwent Valley, Peak District, ze trzy lata temu...)
Kurka. To ja już zupełnie boję się do ciebie przyjechać. Nie dość, że jestem niepełnoletnia, że po obcemu nie kumkam ani rusz to jak amen w pacierzu zapętliła bym się w tych wszystkich biletach i autobusach...
OdpowiedzUsuńheh, ale no babka w sklepiku byla najlepsza :D pobila nawet nasze przygody biletowe i moją pomyłkę z autobusem ;)
OdpowiedzUsuńNo to jutro jak nic czas na zgubienie portfela :)
OdpowiedzUsuńFifka, nie kracz.
OdpowiedzUsuńJa też Was kocham,
Matka Polki
Ale luz, portfele znajdują się po godzinie od zgubienia. Całe i zdrowe.
OdpowiedzUsuńfifkom siem znajdujom, normalne ludzie mogom nie mieć takiego szczęścia...
OdpowiedzUsuńAguś, przyjedź, dasz radę!
Matko Polki Siorko, Ty też przyjedź :-)
Przyjedziemy. Na dłuuugi łykend.
OdpowiedzUsuń:D
bo fifka ma wiencej szczenścia niż rozumu, a normalne ludzie odwrotnie
OdpowiedzUsuń