Dziś prawdziwych cyganów już nie ma, prawda? W Wielkiej Brytanii są za to 'pikeys' (jeśli ktoś oglądał film 'Snatch' to wie, ja nie wiem, bo oglądałam tylko fragment). Po angielsku można się zapoznać z tym terminem w Wikipedii, natomiast według moich informacji i obserwacji, są to ludzie, którzy przemieszczają się po całym kraju w przyczepach kempingowych i kamperach, nie pracują, nie posyłają dzieci do szkoły, nie wiadomo z czego żyją, a osiedlają się tymczasowo na sprytnie upatrzonych nieużytkach, łąkach, skwerkach (sama widziałam w parczku, którym wędruję do pracy), a także takich przeuroczych miejscach:
Jak widać, nie są to ludzie szczególnie wybredni i wrażliwi na uroki krajobrazu. To konkretne koczowisko powstało w ciągu jednej nocy koło budynku, gdzie mieści się moja firemka.
Pajkis przecięli po prostu siatkę i wjechali na gruzowisko powstałe po wyburzonej hali. Podłączyli się do prądu - nie mam pojęcia kto za to płaci - i sobie zamieszkali. Jest tam około 12, 14 przyczep, wokół walają się śmieci i rzeczy gospodarskie, a dzieci w wieku szkolnym uganiają się na miniquadach... Gdy weszłam do biura z opadniętą koparą i spytałam szefowej, co ona na sąsiedztwo pikeys, dowiedziałam się następujących rzeczy:
- słowo 'pikey' nie jest political correct i lepiej używać neutralnego 'traveller' względnie 'gipsy';
- oni wcale nie są tacy źli, co prawda nie płacą podatków i nie edukują dziatwy, ale nie kradną, w każdym razie tam, gdzie mieszkają (to ja pytam, komu płacą za ten prund, co go ciągną na lewo);
- zarabiają wykonując różne prace (np. naprawianie dachów czy sprzątanie ogrodów) na lewo;
- a poza tym to takie romantyczne ;-)
A o firmie gdzie pracuję, napiszę kiedyś tam.
Zdjęć nie widać. :(
OdpowiedzUsuńPoprawione :-)
OdpowiedzUsuń